czwartek, 14 czerwca 2018

"Metalowe wersety"

Dziś o głębokim, mrocznym polskim podziemiu z przełomu lat 80. i 90. dwudziestego stulecia. No, może bardziej mroczne było jednak norweskie, a nasze raczej rozbawione i pijane, ale... brzmi git. Świat zinów, festiwali kontr-Metalmaniowych typu S'thrash'ydło, ThrashCamp, Drrrama, bijatyk, hord fanów, itp. I wszystko w jednej książce. Nie, nie - nie mojej ;)





Jeszcze dość świeże to wydawnictwo (Kagra, 2017), będące trzecią pozycją w pisarskim dorobku Wojciecha Lisa - pierwszą ("Jaskinia hałasu") przeczytałem ze zdumieniem, co dałem wyraz w starych wpisach na niniejszym blogu; drugą, "Decybelowy obszar radiowy" zdołałem przebrnąć do połowy i odłożyłem na półkę (sorry, Wojciech!). Ta stanowi kwintesencję powiedzenia "do trzech razy sztuka".

Oprócz normalnego tekstu, którego dzięki łamaniu szpalty jest w sumie dwa razy więcej niż byłoby stron w zwykłej książce, czyli 500 zamiast 1000 , wgryzałem się wzrokiem również w kopie oryginalnych zinów NNCh (gdyby jeszcze fotki kserówek były nieco powiększone, to byłaby pełnia szczęścia). Rzecz istotna, której brakuje poprzednim książkom W. Lisa: czytanie nie nuży powtarzanymi przez wszystkich rozmówców tymi samymi faktami, mimo zastosowania pewnego klucza w zadawaniu pytań - każdy ma tym razem coś innego do opowiedzenia i to sprawia szaloną różnicę. Nie udało się autorowi uniknąć momentów do ziewania, ale zdecydowanie więcej jest takich, od których trudno się oderwać. 

Większość kapel z "Metalowych wersetów" gościła już w "Jaskini hałasu", ale formuła wywiadów przedrukowanych z NNCh-zine przemawia jednak na korzyść nowszej pozycji. Jeśli więc jeszcze jej nie czytaliście, a interesuje Was historia polskiego metalu (szczególnie tego z undergroundu), to warto po nią sięgnąć. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz